sobota, 18 października 2014

{3} About Love

Niechętnie otworzyłam oczy, kiedy czerwcowe promienie przedostały się przez moje zasłony. Minęły dwa dni. Dwa dni od imprezy, dwa dni odkąd nie widziałam się z Ellie, dwa dni odkąd John się nie odezwał i dwa dni odkąd ostatni raz rozmawiałam z Nim. Nie wiem czemu nadal nazywam go tak tajemniczo, ale nie umiem mówić do niego po imieniu. Bynajmniej nie wtedy kiedy ja jestem u siebie, a on u siebie.

Pewnie zastanawiacie się czemu nadal do niego nie napisałam. Cóż, odpowiedź jest prosta. Nie jestem pewna czy jest jakikolwiek sens. Nie wiem czy nadal mnie pamięta, nie wiem czy tego chce, a do tego nie chcę się narzucać. Narobiłam mu wystarczająco dużo problemów tamtego wieczora. Mimo wszystko nie zachowywał się tak, jakby miał mi to za złe. Przeciwnie. Pomógł mi z moją raną, która swoją drogą jest już zagojona, jednak blizna będzie widoczna już za niedługo. To głupie jeśli powiem, że nadal czuje jego dotyk na swojej skroni?

- W końcu, ile to można spać - podszedł i ukucnął obok mojego łóżka - Krew na schroni ci zaschła. Zaraz to przemyjemy, nie martw się - uśmiechnął się, a kciukiem gładził mnie po skroni.

Może jednak powinnam się do niego odezwać? Może powinnam zadzwonić do Josha? Przeciągając się raz jeszcze na łóżku, podniosłam się i wsunęłam bose stopy w kapcie. Zakładając szlafrok weszłam do łazienki, która na całe szczęście była w moim pokoju. Wyglądam dużo lepiej niż w poranek po tym pamiętnym dniu. Rozebrałam się z piżamy i weszłam pod prysznic. Letnia woda obmywała moje ciało, nałożyłam swój ulubiony żel pod prysznic o zapachu truskawki i umyłam nim ciało. Możecie mnie wziąć za wariatkę, ale truskawki są moimi ulubionymi owocami i wszystkie kosmetyki typu żel pod prysznic, szampon do włosów czy balsamy i inne pierdoły są właśnie tego zapachu. Po dwudziestominutowym relaksie i osuszeniu włosów ręcznikiem, zdecydowałam się zejść na dół, bo głód dawał o sobie znać.

Rodziców tradycyjnie nie było już w domu. Jednak wakacje też nie będą powodem naszych częstszych spotkań. Daniel siedział przy stole z telefonem w ręku i miską płatek. Uśmiechnął się na mój widok i skierował telefon w moją stronę.
- Nieźle co nie? - pokazał mi zdjęcie swojego przyjaciela, który jak się okazuje na ostatniej imprezie latał nago po domu. Wykrzywiłam się i od razu zasłoniłam ręką oczy. Da się je umyć? - Nie udawaj cnotki, to tylko penis - zaśmiał się na co od razu uderzyłam go w ramię.
- Dobrze wiem co to jest, bo w przeciwieństwie do ciebie nie musiałam poprawiać semestru z biologii - uśmiechnęłam się, bo wiedziałam, że wygrałam.
Ja i mój brat różniliśmy się pod wieloma względami. Ja byłam brunetką, on blondynem. Ja miałam brązowe oczy, on niebieskie. Ja byłam dobra z przedmiotów ścisłych, on z humanistycznych. On kochał sport, a ja ledwo zdawałam z wf-u. Mimo wszystko to ja zawsze byłam tą lepszą, która co roku przynosi do domu czerwony pasek. Daniel należał do osób, które mają gdzieś szkołę i są w niej tylko po to, bo muszą. Ze mną jest inaczej, chcę dostać się na studia medyczne. Kocham pomagać i dlatego chcę w przyszłości wykorzystać swój dar i móc ratować innym życie. Czy to nie szlachetne?

Ponownie zamknęłam oczy rozmyślając o tym co stało się dwa dni temu. Skoro tak bardzo nienawidziłam tego chłopaka, to czemu wciąż o nim myślałam? Dlaczego ciągle czułam jego dotyk na skroni i dlaczego nadal pamiętam jego zapach, który poczułam po otrzymaniu kurtki?
- O czym myślisz? - Daniel wyrwał mnie z zamyśleń patrząc na mnie przeszywającym wzrokiem.
- O niczym - uśmiechnęłam się i skierowałam do lodówki po mleko i usiadłam obok brata wsypując płatki i zalewając mlekiem.
- Nie rób ze mnie głupiego, uśmiechasz się jak przygłup - zaśmiał się, a ja przewróciłam teatralnie oczami. - Jak w ogóle minęła ci impreza? Nie słyszałem jak Ellie cię podwiozła. Silnik tej padaki słychać na końcu naszej dzielnicy.
- Nie każdego stać Daniel na luksusy i odpuść sobie - powiedziałam uśmiechając się delikatnie. - A po drugie nie przyjechałam z Ellie.
- Nie? Mama, ani tata też nie wyjeżdżali więc z kim? Josh nie ma jeszcze prawa jazdy - patrzył na mnie pytającym wzorkiem.
- Moi znajomi nie ograniczają się do tych osób, a po drugie umiem zawierać nowe znajomości - wstałam i włożyłam nasze miski do zmywarki, nalewając sobie soku. - Poznałam chłopaka, który zaproponował mi podwózkę - oparłam się o blat i skrzyżowałam ręce. Daniel patrzył na mnie z powagą.
- Od kiedy wsiadasz do samochodu z obcymi facetami? - zdziwienie nie schodziło z jego twarzy.
- Nie był taki obcy. Znałam go ze trzy godziny - zaśmiałam się.
- Nadal był i jest obcy. Kto to? - nie przestawał patrzeć na mnie.
- Znam tylko jego imię, wyluzuj - przewróciłam oczami.
- Skąd jest?
- Czy to jakiś pieprzony wywiad? - wyrzuciłam ręce w powietrze.
- Może, a więc skąd jest twój nowy chłopak? - ustał na przeciwko krzyżując dłonie.
- Mieszka niedaleko Bronksu, spokojnie - uniosłam ręce w obronie.
- Mieszka niedaleko czego?! Oszalałaś dziewczyno? - jego oczy zrobiły się ciemne.
- Co z tego, od kiedy oceniasz kogoś po tym gdzie mieszka?
- Nie oceniam, ale Bronks to najgorszy syf z Nowego Jorku. Chyba nie wiesz co tam się dzieje. Same czarnuchy, które handlują prochami i dziwki stojące co kilka metrów. To nie nasza bajka, Madison.
- Oceniasz. Powiedziałam, że mieszka niedaleko, a nie w tej dzielnicy. Nie każdego stać Daniel na mieszkanie na Manhattanie - spojrzałam na niego z uwagą.
- Mimo wszystko nas stać i spotykając się z nim popsujesz opinię naszej rodziny.
- Czy ja się z nim spotykam?! Podwiózł mnie jeden, cholerny raz po tej imprezie, a ty od razu robisz z tego problem jak gdybym poszła z nim do łóżka - krzyknęłam po chwili żałując swoich słów.
- Skąd wiesz gdzie mieszka? - Daniel nie dawał za wygraną.
- Bo wiem, możesz przestać? - skierowałam się w kierunku drzwi, ale zatrzymał mnie.
- Byłaś u niego?
- Może byłam, może nie. Co cię to w ogóle obchodzi? - zaczynałam co raz bardziej denerwować się moim bratem aka policjantem.
- Skoro byłaś to może faktycznie wylądowałaś u niego w łóżku?
- Za kogo ty mnie do cholery masz? - popchnęłam go, ale on prawie nie drgnął.
- W tej chwili to już nie wiem - powiedział po czym pchnął mój bok i wyszedł z kuchni zamykając się w pokoju. Stałam w jednym miejscu i patrzyłam jak zamykają się za nim drzwi. Czy mój brat właśnie wziął mnie za dziwkę?

Po ubraniu się w ciuchy po domu postanowiłam włączyć swojego laptopa i usadowić się wygodnie na łóżku. Przez to wszystko zapomniałam o wirtualnym świecie i nie sprawdzałam swojej poczty. Tradycyjnie był to sam spam więc tak szybko jak się na nią zalogowałam, wylogowałam się. Spojrzałam na telefon i przygryzłam wargę. Po tej rozmowie z moim idiotycznym bratem co raz bardziej mam ochotę napisać do Justina. Odblokowałam telefon i myślałam nad treścią wiadomości. Minęło dziesięć minut, aż w końcu nacisnęłam "wyślij".

Do: Justin
Jeszcze raz dziękuję ;)

Na wiadomość nie musiałam czekać długo, pojawiła się tak szybko, że nie zdążyłam położyć swojego komputera na nogi. Czyżby czekał te dwa dni z telefonem w ręku? Zaśmiałam się.

Z punktu widzenia Justina:

Siedziałem z Fredo na kanapie pijąc piwo i grając w Xboxa, kiedy telefon dał znać o nowej wiadomości. Stopując grę i patrząc na krzywą minę mojego kolegi, sięgnąłem po telefon.

Od: Nieznany
Jeszcze raz dziękuję ;)

Uśmiechnąłem się sam do siebie. Byłem przekonany, że już nigdy się do mnie nie odezwie, a tu proszę. Ciesząc się jak idiota zacząłem wystukiwać wiadomość. Fredo w dalszym ciągu patrzył na mnie jak na kompletnego idiotę i nie wiedział o co chodzi.

Do: Madison 
Myślałem, że zapomniałaś ;)

Odłożyłem telefon biorąc kolejny łyk piwa. Mój kolega spojrzał na mnie i pokręcił głową. Zignorowałem to i oparłem się o tył kanapy, krzyżując ręce za głową.
- Piękny mamy dzisiaj dzień, nieprawdaż Alfredo? - wyszczerzyłem się w kierunku chłopaka.
- Nie wiedziałem, że narkotyki działają przez telefon, zachowujesz się jak debil - zmarszczył brwi.
- I tak mnie lubisz, prawda? - przysunąłem się do niego, aby sprawdzić reakcję. Cóż, była śmieszna. Jego oczy poszerzyły się, a on odsunął się na drugi koniec kanapy.
- Co do chuja jest z tobą, Bieber?!
- Nic, po prostu mam dzisiaj dobry humor - wróciłem do swojej dawnej pozycji.
- Twój humor nie był tak dobry dopóki nie dostałeś tej pieprzonej wiadomości, więc? - nie chciał zrezygnować i próbował dowiedzieć się co wywołało uśmiech na mojej twarzy. W tym czasie poczułem wibrację i od razu chwyciłem za telefon.

Od: Madison
Po prostu nie chciałam się narzucać, przepraszam.

Do: Madison
Nigdy mi się nie narzucasz, a nawet jeśli to bardzo mi to imponuje ;)

Mogłem sobie w tej chwili wyobrazić jak jej policzki rumienią się tak samo jak w dzień imprezy u Belli. Nie przeszkadzał mi fakt, że na pewno zawstydziłem ją tą wiadomością, wyglądała wtedy nad podziw uroczo. Uśmiechnąłem się sam do siebie wiedząc, że spodobałem się dziewczynie, o której od dwóch dni myślę nieustannie.
- Powiesz mi dlaczego cieszysz się jak głupi do sera? - całkowicie zapomniałem o obecności mojego przyjaciela, który w dalszym ciągu patrzył na mnie jak na wariata.
- Po prostu mam dobry humor, stary. Musi być jakiś powód bycia szczęśliwym? - powiedziałem uśmiechając się lekko.
- Znam cię od dziecka, więc kim ona jest? - nie odpuszczał.
- Brunetką o brązowych oczach - zaśmiałem się i wstałem z kanapy po kolejne piwo.

Ostatnie dwie godziny minęły mi na rozmowie z Madison. A raczej na wiadomościach, bo nie miałem zbytniej odwagi do niej zadzwonić. Nie byłem też do końca pewny czy odebrałaby. A nawet jeśli, nie miałem pojęcia o czym z nią rozmawiać. Poszedłem do łazienki, aby wziąć prysznic. Po jego zakończeniu usadowiłem się wygodnie w swoim łóżku, aby lekko odpocząć. Przymykałem oczy, kiedy mój telefon zawibrował. Przekląłem pod nosem natychmiast żałując. Madison.

Od: Madison
Justin?

Do: Madison
Słucham cię?

Od: Madison
Czy to głupie jeśli powiem, że chcę się z tobą spotkać?

Moje źrenice rozszerzyły się, a na usta wkradł się wielki uśmiech. Zaśmiałem się sam do siebie myśląc o tym jak bardzo stresuje się moją odpowiedzią. Długo myślałem o tym co jej odpisać. Kiedy jednak postanowiłem wystukać głupie "tak" zacząłem zastanawiać się gdzie ją zabiorę. Czy to randka?

Z punktu widzenia Madison:

Ręce drżały mi jak szalone, kiedy oczekiwałam odpowiedzi od Justina. Przez jakąś chwilę żałowałam tego, że w ogóle odważyłam się napisać wiadomość o spotkaniu. Chłopak nie odpisywał przez dobre dziesięć minut. Znacie to głupie uczucie kiedy jest wam czegoś wstyd i chcielibyście cofnąć się w czasie, aby tego nigdy nie zrobić? Cóż, ja własnie mam to teraz. Z racji tego, że odpowiedź nie przychodziła postanowiłam zejść na dół i sprawdzić czy mój irytujący brat wciąż jest w domu. Ku mojemu nieszczęściu leżał w salonie na kanapie, a obok niego siedział nie kto inny jak najbardziej debilny chłopak świata - Paul, który jest przyjacielem Daniela. Nie wspominałam nigdy o nim, bo ten chłopak nie wymagał większej uwagi, ale skoro jest u mnie w domu.. Otóż Paul jest dwudziestolatkiem zupełnie jak mój brat. Zeszłe wakacje spędził praktycznie u nas na kanapie, czyżby w tym roku chciał zrobić to samo? Chłopak nie był najgorszy jeśli chodzi o wygląd, ale jego zaloty co do mojej osoby odpychały mnie od niego. Paul był tak natrętnym chłopakiem, że potrafił łazić za mną cały dzień po domu i puszczać co chwile oczka. Do tego był przykładem tępego mięśniaka, który nie byłby w stanie rozwiązać zadania dla dzieci z podstawówki. Teraz mnie rozumiecie?
- Hej piękna - Paul wstał i objął mnie na co automatycznie się odsunęłam - masz ochotę zagrać z nami w Call Of Duty? - wyszczerzył się w moim kierunku.
Daniel leżał z kontrolerem w ręku i jedynie zmierzył mnie wzrokiem, który natychmiast przeniósł na telewizor.
- Nie, ale dzięki za propozycję. Przyszłam się jedynie napić - odparłam i szybkim krokiem udałam się do kuchni nalewając sobie pełną szklankę soku. Wibracja w mojej kieszeni oznaczała wiadomość. Cholera. Szybkim ruchem wyjęłam telefon i odczytałam wiadomość.

Od: Justin
Oczywiście, że nie ;) powiedz kiedy mam cię odebrać?

Przygryzłam wargę uśmiechając się delikatnie. A więc jednak chciał tego spotkania tak samo jak ja. Wydając z siebie cichy jęk radości pobiegłam szybko na górę. Była godzina czternasta, a kazałam przyjechać na osiemnastą. Włączyłam piosenkę Locked Out Of Heaven Bruno Marsa i tańcząc w rytm muzyki zaczęłam przygotowania. Poszłam do łazienki ponownie wziąć prysznic, aby odświeżyć swoje ciało i napełnić nozdrza zapachem truskawki, którą tak uwielbiałam. Następnie ustałam przed szafą i zaczęłam szukać czegoś, co byłoby idealne na nasze spotkanie, do którego już półtorej godziny. Po dłuższym namyśle postawiłam na białe rurki w połączeniu z beżową marynarką. Do tego moje ulubione, czarne koturny. Niesforne włosy postanowiłam pozostawić w takim nieładzie jak są. Nie miałam czasu ani ochoty na pocenie się przy wysokiej temperaturze mojej prostownicy. Nie chciałam stroić się tak jak na imprezę, więc zwyczajnie pociągnęłam swoje rzęsy tuszem i nałożyłam delikatny podkład i róż. Spojrzałam jeszcze raz w lustro, cóż byłam gotowa. Do osiemnastej brakowało jedynie dwudziestu minut, więc biorąc torebkę uprzednio wrzucając do niej potrzebne rzeczy, zamknęłam pokój i zeszłam do kuchni, gdzie niestety napotkałam głupiego i głupszego. Daniel zilustrował mnie wzorkiem.
- Idziesz spotkać się z tym idiotą? - zadrwił ze mnie, opierając się o blat kuchenny. Paul posłał mu dziwne spojrzenie, ponownie spoglądając w moją stronę.
- Nie powinno cię obchodzić to gdzie i z kim wychodzę - starałam się zabrzmieć przekonująco.
- Może jednak powinno, bo kiedy nie ma rodziców w domu, ja jestem za ciebie odpowiedzialny - rzucił.
- Nigdy tak nie było i skończ zgrywać bohatera, bo naprawdę ci to nie wychodzi - odpysknęłam w kierunku brata.

Przewróciłam teatralnie oczami, po czym odwróciłam się na pięcie i wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Justina nadal nie było, a do osiemnastej zostało parę minut. Przez myśli przeszedł mi ostatni SMS od Josha. Mimo wszystko nadal czułam do niego pewnego rodzaju uczucie, sama nie wiem co to było. Był dla mnie kimś więcej niż zwykłym przyjacielem, a teraz straciłam wszystko. Straciłam możliwe uczucie Josha i straciłam przyjaciółkę. Nie tak planowałam początek wakacji. Z rozmyśleń wyrwał mnie odgłos silnika. Wielki samochód, którego marki nie byłam wstanie rozpoznać delikatnie zatrzymał się przed moim domem. Za kierownicą dostrzegłam tą osobę, o której myślałam przez ostatni czas. Wyskoczył z samochodu i skierował się w moją stronę. Wyglądał cholernie seksownie w jasnych rurkach, które ledwo utrzymywały się na jego biodrach. Może powinnam kupić mu pasek na następne spotkanie? Zaśmiałam się. Czarna, obcisła koszulka z dekoltem w kształcie litery V jedynie uwydatniała jego piękne ciało, które miałam okazję zobaczyć podczas wspólnej kąpieli w basenie. Jego niesforne włosy wyglądały cholernie dobrze, zupełnie jakby był po seksie. Do tego kolczyki w jego uszach, na których widok ponownie przygryzłam wargę.

- Muszę przyznać, że nawet bez mokrej sukienki wyglądasz pociągająco - podszedł całując moją dłoń. Czułam jak moje policzki zaczynają zmieniać kolor na czerwony, więc szybko spuściłam wzrok w ziemię. Chłopak ilustrował mnie od góry do dołu, po czym zaprowadził w kierunku samochodu. Jak na dżentelmena przystało, otworzył mi drzwi od strony pasażera i posłał uśmiech, który spokojnie mógł być waty miliony. Zapięłam pasy czekając, aż zajmie miejsce obok mnie.

Droga mijała w ciszy, ani chłopak, ani ja nie odezwaliśmy się słowem dopóki nie zgasił silnika. Spojrzał na mnie, po czym wyszedł z samochodu i podając mi rękę pomógł wyjść. Szczerze nie wiem gdzie w tej chwili byliśmy, całkiem obce dla mnie miejsce mimo faktu, że mieszkam w Nowym Jorku od urodzenia. Przełknęłam ślinę i podążałam za chłopakiem.
- Okej, a teraz nie bój się. Zawiążę Ci opaskę na oczy, abyś nie widziała gdzie idziemy, dobrze? - odezwał się patrząc prosto w moje oczy. Oblizałam wargę dając mu znak, że zgadzam się. Szybkim ruchem wyciągnął z kieszeni kawałek chusty, którą zawiązał mi przed oczami. Byłam w stu procentach pewna, że jest jego własnością. Pachniała zapachem, za który byłabym gotowa zabić. Delektując się tym faktem szłam przed siebie za rękę z chłopakiem, który szykował dla mnie niespodziankę. Starałam się podglądać, jednak każda moja próba była skarcona.

- Teraz uważaj, bo będziemy szli po schodach - powiedział, po czym złapał mnie mocniej za rękę. Nienawidzę się przemęczać, więc na myśl o schodach przeklęłam pod nosem, na co chłopak zaśmiał się. Czułam, że przechodzimy przez jakieś drzwi, zaraz po tym moje włosy rozwiał wiatr.
- Gotowa? - spytał dotykając moich ramion. Zadrżałam pod wpływem jego ciepła i kiwnęłam twierdząco głową. Delikatnie rozwiązał chustę, aby nie pociągnąć mnie za włosy, jak gdybym była podatna na zniszczenia. Zamrugałam kilka razy, aby przyzwyczaić się do światła. Byłam w szoku, kiedy zdałam sobie sprawę, że znajdujemy się na ogromnym drapaczu chmur, z którego była widoczna cała panorama miasta. Gdyby nie fakt, że mam pieprzony lęk wysokości pewnie skakałabym ze szczęścia. Jednak stałam z szeroko otwartymi oczami, do którym zbierały się łzy.
- Coś nie tak? - podszedł widząc moją reakcję. Sama nie wiem czy wszystko jest dobrze. Unikam wysokich budynków, a on zaprowadził mnie w miejsce na którym miałam gęsią skórkę. Zrobiłam krok do tyłu.
- Nie, wszystko dobrze Po prostu nie wiedziałeś i tyle - uśmiechnęłam się sztucznie w jego stronę. Chłopak popatrzył na mnie ze smutnym wyrazem twarzy. Super, Madison.
- Nie wiedziałem czego? - podrapał się nerwowo po karku.
- O tym, że mam lęk wysokości - chłopak przetarł oczy i pokręcił głową - Ale hej, nic się nie stało. Jeśli będziemy z dala od brzegu dam radę przeżyć - zażartowałam na rozluźnienie atmosfery. - Gdzie my w ogóle jesteśmy? - spytałam.
- Na budynku Tower 49, niecałe dwieście metrów nad ziemią - przełknęłam ślinę jak tylko te informacje trafiły do mojego mózgu. Uśmiechnęłam się w jego kierunku, po czym ukucnęłam na kocu, który w tym czasie rozłożył. Mimo tej cholernej wysokości nie mogłam narzekać. Ten wieczór na pewno będzie jednym z najlepszych w moim życiu.
- Czy to legalne, że tu jesteśmy? - spytałam po dłuższym namyśle. Chłopak wywrócił oczami i oblizał usta.
- Jeśli nie, to uciekniesz ode mnie? - spytał, a wzrokiem wypalał mi dziurę w głowie.
- Nie, po prostu spytałam.
- No to nie. Jesteśmy tu nielegalnie - uśmiechnął się w swój łobuzerski sposób.
- Więc jakim cudem tu jesteśmy? - popatrzyłam na niego ze zdziwieniem w oczach.
- Jest tyle rzeczy Madison o których nie masz pojęcia - spojrzał na mnie i z koszyka wyjął białe wino. - Pijesz?

Popatrzyłam przez chwilę w ziemie, po czym skinęłam głową. Ten chłopak niesie ze sobą więcej tajemnic niż jestem w stanie to sobie wyobrazić, pomyślałam. Czy będzie dane poznać mi chociaż ich mniejszą część? Czy On otworzy się przede mną i będzie mi dane zagłębić się w jego życie? Wszystko w tej chwili było dla mnie jedną wielką zagadką. Kolejna godzina minęła nam na rozmowie o wszystkim i o niczym. Cieszyłam się każdą minutą spędzoną w jego towarzystwie. Opowiedział mi wiele zabawnych historii, po którym razem śmialiśmy się. Dochodziła godzina dwudziesta. Niebo pokryte było ciemnością, a ja nie myślałam o niczym innym. Moje myśli skupiały się na chłopaku, który siedział przede mną i patrzył na mnie tym wzrokiem, tym wzorkiem za który mogłabym zginąć. Zapomniałam przez chwilę o otaczającym mnie świecie. Nie obchodził mnie Josh, nie obchodziła mnie Ellie i nie obchodził mnie mój brat. W tej chwili świat zatrzymał się dla naszej dwójki i nie chciałam niczego innego. Skarciłam się w myślach wspominając o tym, w jaki sposób potraktowałam go podczas imprezy. Nie znałam go, nadal go nie znam, ale myślę, że jesteśmy na dobrej drodze.

- Czy byłeś kiedykolwiek zakochany w kimś tak mocno, że nie widziałeś poza tą osobą świata? - wypaliłam po dłuższej ciszy. Justin spojrzał na mnie zdezorientowany. Kompletnie nie spodziewał się mojego pytania. Cóż, sama nie pomyślałam, że kiedykolwiek go o to zapytam. Odwrócił swój wzrok ode mnie, by za chwilę znów na mnie spojrzeć. Jego orzechowe oczy patrzyły w moje. Motyle w moim brzuchu robiły fikołki, a ja cholernie pragnęłam jego dotyku. Co się ze mną dzieje, pomyślałam.
- Wiesz, Madison. Nie spodziewałam się takiego pytania z twojej strony - podrapał się po karku. Może znałam go krótko, ale wiedziałam, że robi to w sytuacjach, kiedy jest zestresowany.
- Spokojnie, jeśli nie chcesz to nie musisz nic mówić - przejechałam dłonią po jego ramieniu. Wydawał się taki spokojny. Wziął głębszy wdech, po czym powiedział coś, co odmieniło mój pogląd na życie.
- Może to zabrzmieć cholernie głupio, ale sam w sobie jestem popieprzonym dzieciakiem - uśmiechnął się - Moje życie jest skomplikowane i zwyczajnie nie ma w nim miejsca na miłość. Miałem wiele dziewczyn, ale to były szczeniackie miłości. Nigdy nie zakochałem się do takiego stopnia, aby powiedzieć tej drugiej osobie kocham cię. Wiele razy myślałem, że to ta jedyna, jednak chwilę po tym ona znikała i zostawiała mnie z niczym. Od tej pory staram się nie wiązać z nikim. Po prostu nie wyobrażam sobie bycia z kimś tak wiesz, z przymusu. Bez powodu i tylko dlatego, że czuje się samotny. Bycie z daną osobą to nie tylko długie spacery za rękę, częste spotkania i wyznawanie miłości - oblizał wargi. - To jest coś o wiele więcej, wiesz o czym mówię? - kiwnęłam głową na znak, że słucham, po czym kontynuował - Miłość to bycie blisko drugiej osoby jako człowiek. Znać jego nawyki, umieć rozpoznać co go boli i być w stanie pomóc. Być lekiem na wszelkie zło, kochać kogoś tak mocno, by nie móc spać z tej pieprzonej tęsknoty, nawet jeśli widzieliście się parę godzin temu. Nie mam na myśli tego, że przykazane jest oddychać w tym samym tempie czy znać się bez słów. Nie ma ludzi idealnych, nie ma ludzi dobranych tak idealnie, aby pasowali do siebie jak ulał. Ale te wszystkie różnice, ich błędy to właśnie czyni ludzi wspaniałymi. To pieprzone uczucie, które jest tak piękne. Kiedy dwoje najzwyklejszych ludzi jak na przykład ja czy ty mają na swoim koncie wzloty czy upadki, a mimo wszystko zaczynają dzielić ze sobą życie. Kurwa, ja nawet nie wiem co w tej chwili mówię - zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową. Patrzyłam na niego i przysięgam, że jeszcze nigdy w życiu nikt tak pięknie nie mówił o miłości. Łzy zebrały mi się do kącika oczu. Justin spojrzał na mnie z czułością i mówił dalej. Napajałam się jego słowami, które dały mi cenną lekcję.
- Musisz być przy tej osobie, bo zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś w stanie bez niej funkcjonować. Kiedy jej nie ma obok, czujesz tą jebaną pustkę i nie masz jej czym zapełnić. Jesteś jak bez nogi, jak bez ręki, jesteś bezradny i bezsilny. Każdy ruch tej osoby, kiedy składa pocałunek na twoich ustach cz nadgarstkach, stają się dla ciebie codzienną rutyną. Nic nie wyraża uczuć do tego stopnia jak te drobne gesty. Kiedy trzyma rękę na twoim sercu i czuje jak stopniowo przyśpiesza, kiedy gładzi kciukiem twoją dłoń, a ty uśmiechasz się wtedy jak idiota i upajasz się tą rozkoszą, która wynika z tego, że ta dana osoba jest po prostu obok. Miłość jest popierdolona. Przynosi tyle samo bólu co i szczęścia. Jest w stanie wybaczyć wszystko, Dwoje ludzi, którzy cholernie mogą na siebie liczyć. Ich ciała są jak mechanizm. Należą do siebie, razem współpracują. Nie wiem czy w ogóle rozumiesz to, o czym mówię. Są sobie niezbędni. Potrzebni. Więc jeśli pytasz mnie o to, czy kiedykolwiek byłem zakochany to nie, Madison. Nigdy nie byłem - powiedział wstając i odchodząc w kierunku brzegu budynku.

 Zostawił mnie w tej samej pozycji, w które siedziałam od dobrej godziny. Jego słowa były najpiękniejszymi słowami, które ktokolwiek wypowiedział. Wypłynęły z jego serca, powiedział mi to co czuje, a ja nie byłam w stanie wykrztusić głupiego "wow." Jego słowa i sposób w jaki je dobierał przyprawiały mnie o dreszcze. Zamknęłam na chwilę oczy, aby dać samej sobie chwilę. Kiedy już je otworzyłam Justin rzucił peta przed siebie i odwrócił się w moją stronę. Stał tam przez dłuższą chwilę, aż w końcu wrócił i usiadł obok mnie. Jego wyraz twarzy był całkowicie inny niż do tej pory. Nie umiałam odczytać czy był zły, że mi to powiedział, czy też dumny, że to wyrzucił. Zastanawiałam się czy mówił jeszcze komuś, czy byłam tą pierwszą. Patrzyłam na niego i przygryzałam nerwowo wargę. Był tak cholernie idealny. Na zewnątrz jak i wewnątrz. W dalszym ciągu nie umiałam nic powiedzieć. Otworzyłam usta tylko po to, żeby zaraz je zamknąć. Zegar wskazywał dwudziestą pierwszą, więc czas najwyższy się zbierać. Wstaliśmy z koca, schowaliśmy wszystko do koszyka i ruszyliśmy w kierunku drzwi. W tym samym czasie słychać były kroki, a mój wzrok skierował się na klamkę, która zadrżała pod wpływem dotyku innej osoby. Justin spojrzał na mnie zszokowany i chwycił dłoń. Rzucił bezgłośnie "chodź" w moim kierunku i zaczął biec. Nie wiedziałam co się dzieje, serce biło mi szybciej niż dotychczas. Przypomniało mi się jak mówił, że jesteśmy tu nielegalnie. Schowaliśmy się za większy murek, aby uniknąć spotkania z tą osobą, którą prawdopodobnie była ochroną. Bałam się, w oczach Justina również można było dostrzec przerażenie. Oddychał głośno, a odległość między nami była tak niewielka, że nie dałoby rady wsadzić między nas kartki. Czułam jego ciepły oddech na swojej skórze. Objął mnie ręką, ponownie mówiąc bezgłośnie, że wszystko będzie w porządku. Usłyszałam kroki i dostrzegłam latarkę, która była skierowana w naszą stronę. No to pięknie, pomyślałam. Przez głowę przeszły mi czarne scenariusze, mocniej wtuliłam się w klatkę chłopaka. Pachniał tak cudownie, że zamknęłam oczy z przyjemności.

- Czy ktoś tam jest? - usłyszałam głos, który był coraz bliżej. Był to dorosły mężczyzna, po głosie można wywnioskować, że miał z pięćdziesiąt lat. Zadrżałam pod wpływem jego słów, a chłopak przycisnął mnie jeszcze mocniej. - Pytam ponownie, jeśli zaraz nie wyjdziecie dzwonie na policję! - krzyknął mężczyzna. Spojrzałam na Justina, który spoglądał na mnie z góry i uśmiechał się. Chciałam już wyjść i powiedzieć, że przepraszamy, że jestem za młoda, aby zginąć w pudle, kiedy jego kroki ucichły. Justin wyjrzał zza muru i uśmiechnął się.
- Poszedł - podał mi rękę i pomógł wyjść.
- Co teraz? Jeśli wyjdziemy tym samym wejściem możemy na niego trafić, a wtedy na pewno zadzwoni na policję - wyrzuciłam ręce w powietrze, rozbawiając go tym samym. Pokręcił głową po czym wyciągnął telefon i przyłożył do ucha. Odszedł ode mnie więc nie byłam w stanie dowiedzieć się o czym z kim rozmawia. Po dwóch minutach wrócił i ponownie objął mnie ramieniem.
- Nic się nie martw. Mój przyjaciel już tu jedzie i sprawdzi terytorium na dole i da znać, kiedy będziemy mogli wyjść.



Siedziałam w samochodzie, a Justin rozmawiał ze swoim kolegą. Nie byłam w stanie po ruchach warg rozpoznać o czym dokładnie rozmawiali, ale wydawali się być zadowoleni. Zrobili tak zwanego "nieźdzwiadka" i weszli do mnie do samochodu. Siedziałam na tyłach i przyglądałam się im obu. Justin usiadł na miejscu pasażera, a chłopak, którego imienia nie znałam, jak się okazuje miał prowadzić. Justin widząc moje zdziwienie odwrócił się do mnie i puścił oczka. Złożyłam usta w cienką linię i wyjęłam telefon, aby sprawdzić godzinę. Dwudziesta druga trzydzieści. Nie przeszkadzało mi to, wręcz przeciwnie, nie miałam ochoty wracać. Nie teraz, kiedy jego towarzystwo było tym, czego potrzebowałam. Schowałam telefon i odkręciłam się w kierunku szyby.
- Fredo tak w ogóle - usłyszałam głos chłopaka, który podał mi rękę i uśmiechnął się. Odwzajemniłam jego uśmiech i również przedstawiłam się. Patrzył na mnie chwilę, po czym odwrócił się i włożył kluczyki do stacyjki. "Gorąca" udało mi się usłyszeć jak bezgłośnie zwraca się do mojego Justina. Cofnij.. czy ja powiedziałam mojego? Nieważne. Chłopak zaśmiał się i uderzył go w rękę. Droga minęła szybko i niestety byłam już pod domem. Przewróciłam teatralnie oczami na myśl, że muszę się z nimi rozstawać. Justin widząc moją minę wyszedł za mną.
- Coś nie tak? - podniósł moją głowę poprzez podbródek.
- Nie, po prostu ze względu na mojego brata nie mam ochoty na powrót do domu - tupnęłam nóżką jak mała dziewczynka, na co chłopak zaśmiał się i przytulił mnie. Chciałam tak trwać w tych objęciach już do końca życia. Czułam się tak cholernie bezpieczna, jednak wiedziałam, że nic nie trwa wiecznie i muszę się z nim rozstać.
- Spotykamy się jutro, dobra? - spojrzał w moje oczy.
- Dobrze - odwzajemniłam jego uśmiech i ruszyłam w kierunku drzwi. Wzrok chłopaka odprowadził mnie pod same drzwi i zdążyłam jedynie pomachać mu dłonią, kiedy przekręciłam klucz i weszłam do środka.

________________________________________________________________________________

Dobra, a więc mamy trzeci rozdział. Podoba się? :D wiem, że jest nudny i nic się w nim nie działo, ale obiecuję, że w kolejnym akcja lekko zaostrzy się. Tymczasem liczę na wasze komentarze i zachęcam do zagłosowania w sondzie po lewo. Jeśli macie jakieś pytania to odsyłam tutaj.

6 komentarzy:

  1. Nic się nie działo?! Ty chyba żartujesz dziewczyno. Rozdział był genialny. Bardzo miło mi się go czytało i podoba mi się Twój styl pisania. Życzę weny w pisaniu. :)

    OdpowiedzUsuń