środa, 22 października 2014

{4} Adrenaline

Z punktu widzenia Justina:

Wyglądała tak słodko, kiedy upierała się i nie chciała wracać do domu. Gdybym mógł oszczędziłbym jej tego problemu i zabrał do siebie, jednak nie mogłem. Uśmiechnąłem się w jej kierunku, po czym mocno przytuliłem i cofnąłem w kierunku samochodu. Alfredo rozmawiał przez telefon, z jego miny wywnioskowałem, że jej coś na rzeczy. Czekałem, aż zamkną się za nią drzwi, abym mógł wsiąść do samochodu i pojechać do siebie.

Droga minęła w mgnieniu oka. Nie zamieniłem z chłopakiem ani słowa. Weszliśmy do domu po czym wygodnie usadowiłem się na kanapie, chcąc zadzwonić do Madison. Nie odebrała. Przekląłem pod nosem i udałem się do kuchni po piwo i ponownie wróciłem do swojej pozycji.

- Jak długo masz zamia to ciągnąć? - spytał poważnym tonem Fredo.
- O co ci chodzi? - kompletnie nie wiedziałem o czym mówi.
- Raczej o kogo - usiadł obok mnie - co zamierzasz z nią dalej robić?
- Nic, a co mam z nią robić? Nie planuje z nią przyszłości i zakładania rodziny - zaśmiałem się.
- Mam nadzieję - wyciągnął nogi na stół - dzwonił Luke jak się żegnaliście.
- Czego chciał? - warknąłem na samą myśl o tym człowieku.
- Mamy jutro przyjechać tam gdzie zawsze. Powiedział, że na nas liczy i nie możemy go wystawić - wyrzucił po czym poszedł w kierunku kuchni. Fredo nienawidził faceta tak samo jak ja. Jednak nie mogliśmy nic zrobić, to dzięki niemu mamy pieniądze i dach nad głową.
- Jutro?! - krzyknąłem z frustracji - na jutro omówiłem się z Madison, obiecałem jej - powiedziałem nieco ciszej.
- To przełożysz plany albo w końcu odpuścisz - popatrzył obojętnie i wzruszył ramionami.
- Albo zabiorę ją ze sobą - Fredo wypluł przed siebie piwo o mało mnie nie opluwając.
- Tobie chyba całkiem odbiło. Chcesz wciągać obcą ci osobę do tego gówna? Dobrze wiesz jak Luke i jego ludzie zareagują na osobę w naszym towarzystwie, do tego jeszcze ona jest dziewczyną. Ładną dziewczyną - dał mi do zrozumienia, że mój pomysł jej kompletnym niewypałem.
- To co mam w takim razie zrobić?
- Odwołać spotkanie? - posłał mi spojrzenie po czym wszedł na górę po schodach.

Stałem przez chwilę w tej samej pozycji i oblizałem usta. Jednak Fredo miał rację, nie mogłem jej tego zrobić. Nie mogłem wciągnąć jej do gówna, z którego sam nie umiem teraz wyjść. Pożałowałem w tej chwili tego, że w ogóle wyszedłem razem z Madison.

Z punktu widzenia Madison:

Uśmiechnęłam się w kierunku chłopaka zanim wszedł do samochodu i odjechał. Przekręciłam klucz w zamku i po cichu starałam się wejść po schodach do swojego pokoju. Zdjęłam buty, a marynarkę powiesiłam na wieszaku. Przechodziłam przez salon kiedy zapaliło się światło i dostrzegłam siedzącą mamę na krześle. Po jej minie mogę wywnioskować, że nie była zadowolona i oczekiwała mojego powrotu. Spojrzałam na nią z dziwnym wyrazem twarzy.

- Gdzie byłaś? - spytała obojętnie.
- Och cześć mamo, ciebie również miło widzieć - posłałam jej sztuczny uśmiech, który w rezultacie zdenerwował ją jeszcze bardziej.
- Spytałam gdzie byłaś - powiedziała nieco ostrzejszym tonem - podobno poznałaś chłopaka.
Wszystko ułożyło się w jedną całość. Mama nie była zdenerwowana moim powrotem, była nastawiona przeciwko mnie co na pewno jest zasługą moją brata. Przeklęłam go w nerwach i wypuściłam powietrze. Postanowiłam skłamać.
- Poznałam, ale wracam od... em... Ellie - starałam się brzmieć jak najbardziej szczerze.
- Nie kłam Madison. Dzwoniłam do niej jak tylko twój brat poinformował mnie o twoim wyjściu z tym chłopakiem - zrobiła nacisk na słowo "chłopak".
- Aha więc to o to chodzi? - położyłam ręce na biodra - słuchasz wersji Daniela i wyżywasz się na mnie nie wysłuchując tego co mam do powiedzenia? - spytałam z niedowierzaniem.
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi. Daniel powiedział, że nie jest dla ciebie odpowiedni, dlatego mam zamiar z tobą porozmawiać, ale jak widzę wszystko utrudniasz! - spojrzałam na nią z dziwnym wyrazem twarzy. Rzadko kiedy kłóciłam się z własną matką, ba. Ja rzadko kiedy z nią rozmawiałam, nigdy nie było jej w pobliżu i równie dobrze to samo mogłam powiedzieć o tacie. Więcej nie było ich w domu jak byli i byłam skazana na obecność mojego brata.
- Skąd Daniel może wiedzieć, skoro on nawet nie wie jak wygląda i jak ma na imię? Ocenia go tylko po tym, gdzie mieszka. Czy to nie ty uczyłaś, że najpierw trzeba kogoś poznać, aby oceniać? Widzę, że szybko zmieniasz zdanie i jeśli to koniec to chcę iść do siebie - wyrzuciłam po czym skierowałam się w stronę schodów.
- Nie tym tonem moja panno i wróć mi tu w tej chwili! - krzyknęła niemal z frustracji - nie pozwolę, abyś unosiła w tym domu kiedykolwiek na mnie głos - zaśmiałam się.
- A czy ja uniosłam głos? Powiedziałam ci jedynie prawdę, ale jak widzę nie umiesz przyznać się do błędu zupełnie jak Daniel - powiedziałam na jednym tchu - gdzie jest tata?
- Tata siedzi jeszcze w biurze i wróci w nocy. Ta rozmowa nie jest skończona i uwierz, że on również dowie się o twoim zachowaniu - powiedziała, po czym dała mi do zrozumienia, że mogę już iść. Popatrzyłam na nią przez chwilę i bez zawahania oddaliłam się.



Obudziłam się nerwowa nie tylko dlatego, że mój brat zachował jak nie powiem kto zeszłej nocy mówiąc mamie o wszystkim, ale gównie dlatego, że nie ominie mnie dzisiaj dalsza część rozmowy, w której tym razem uczestniczyć będzie tata. Nie miałam ochoty wstawać z łóżka, dopóki w moich drzwiach nie zobaczyłam osoby, której wizyta zszokowała mnie bardziej niż mogłabym sobie to wyobrazić. Przetarłam zaspane oczy, aby dostrzec muskularną budowę ciała, która należała do Josha. Stał w moich drzwiach opierając się o framugę i po prostu na mnie patrząc.

- Co tutaj robisz? - wyrzuciłam z siebie
- Przyszedłem porozmawiać - wzruszył ramionami i usiadł obok mnie na łóżku.
- Napisałeś, że potrzebujesz czasu.
- Minęły cztery dni, Madison - wypuścił powietrze. - przyszedłem przeprosić.
- To chyba ja powinnam cię prze... - chłopak położył palec na moich ustach. - daj mi mówić, proszę.

Poddałam się i oparłam wygodnie o zagłowię łóżka. Chłopak długo siedział z głową w dół, wydawał się spięty. Dając mu czas na myślenie sama zaczęłam robić to samo. Nie miałam pojęcia co zaraz mi mowie, czy jego wiadomość mnie zaskoczy czy wręcz przeciwnie. Chwyciłam telefon z szafki nocnej, który powiadomił mnie o nieodebranym połączeniu od Justina. Usnęłam wczoraj tak szybko, że nawet nie zauważyłam kiedy dzwonił. Przygryzłam lekko wargę, wynurzając się z łóżka postanowiłam oddzwonić. Odchodząc na wystarczającą odległość, aby Josh mnie nie słyszał, połączyłam się z numerem chłopaka. Tupałam nerwowo nogą, aż po czwartym sygnale odebrał.

- H-halo - powiedział zaspanym głosem, na co zasmuciłam się.
- Och, nie wiedziałam, że śpisz. Zadzwonię po...
- Nie szkodzi, coś się stało? Czemu dzwonisz tak rano? - wydawał się rozbudzać.
- Po prostu wczoraj usnęłam strasznie szybko i nawet nie zauważyłam, że dzwoniłeś. Chciałam spytać o co chodziło - starałam się powiedzieć najmilszym tonem głosu, na co chłopak lekko zachichotał.
- W sumie to już nie pamiętam - ziewnął - ale mam dla ciebie smutną wiadomość.
Zrobiłam grymas na twarzy i wyjrzałam na Josha, który chyba poszedł skorzystać z łazienki.
- Co-co się stało? - spytałam zaniepokojona.
- Och nic takiego, po prostu nie dam rady dzisiaj się spotkać, bo em.. mam obiad u rodziców, a nie widziałem ich od dawna. Chyba rozumiesz i jeszcze raz przepraszam.
- Nie, nic się nie stało. Dzięki, że mówisz - spojrzałam na Josha, który starał się wyszukać mnie wzorkiem. - muszę kończyć i jeszcze raz nic się nie stało, miłego dnia - powiedziałam po czym zakończyłam rozmowę. Zasmucił mnie fakt, że nie zobaczę dziś jego twarzy, ale przecież to tylko dziś, prawda? Uśmiechnęłam się i poszłam do Josha.

- Jestem już. Przepraszam, ale musiałam pilnie zadzwonić - posłałam chłopakowi serdeczny uśmiech.
- Czyli możemy już na spokojnie porozmawiać? - usiadł dając mi do zrozumienia, abym zrobiła to samo - słuchaj... przepraszam za moje zachowanie u Belli. Po prostu nie wiem skąd ten dupek się wziął, nagle cie gdzieś wyciąga, a potem jak dzwonię to odbiera i ma do mnie pretensje. Przepraszam, jeśli poczułaś się w jakiś sposób urażona czy coś... - podrapał się nerwowo po karku - po prostu nie umiem pogodzić się z faktem, że on miał ciebie wtedy, kiedy ja nie mogłem - przygryzł nerwowo wargę i spojrzał na mnie. Zrobiłam duże oczy. Czy on chce mi właśnie wyznać miłość? Serce zaczęło mi bić szybciej, a umysł ogarnął niepokój. Sama tego chciałam parę dni temu, ale teraz? Poznałam Justina i nie wiem czy nadal mam ochotę brnąć w to, czego między mną, a Joshem jeszcze nie ma.
- Josh, ale o czym ty mówisz? - udałam głupią.
- Zostaniesz moją dziewczyną?


Z punktu widzenia Justina:

Czułem się źle. Nie, czułem się gorzej. Czułem się tak totalne gówno. Okłamałem ją w tak okropny sposób, że poczułem się cały brudny. Nie rozumiem swojego zachowania. Traktowałem tak każdą dziewczynę, rozkochiwałem w sobie, a po paru dniach zostawiałem. Jednak w niej było coś co mnie szokowało. Zachowałem się jak ostatni kretyn, wrzuciłem ją do wody, pobiłem jej przyjaciela, a do tego prawie dopuściłem, aby jakiś kretyn ją skrzywdził. Wzdrygnąłem się na samą myśl tego, co on miał w planach i co by się stało gdybym nie zjawił się na czas. Jednego byłem pewien. Nie zasługiwała na to, abym ją okłamał i to w taki sposób. Postanowiłem, że gdy tylko skończę robotę dla Luke'a od razu zadzwonię i powiem, że jestem wolny. To jedyny sposób, aby nie stracić jej zaufania, a co ważniejsze - jej samej.

Po wzięciu prysznica i przygotowaniu się psychicznie i fizycznie na dzisiejszy wieczór zszedłem po schodach, gdzie w salonie krzątał się Fredo. Zaśmiałem się na widok chłopaka, który paradował w bokserkach ze Sponge Bob'em. Serio, który chłopak w wieku dwudziestu lat chodzi w czymś takim? Alfredo jest starszy ode mnie o dwa lata. Poznaliśmy się będąc gówniarzami, mieszkaliśmy razem w Stratford i razem mieszkamy w Nowym Jorku. Fredo jest dla mnie jak brat, od zawsze mogłem na niego liczyć, a on na mnie. Nigdy się nie kłóciliśmy, choć obydwaj mamy ciężkie charaktery. Pokiwałem jeszcze głową zanim usiadłem na kanapie.

- Za godzinę mamy być na miejscu, a ty paradujesz jak pedofil w czymś takim - wskazałem ręką na jego bokserki. Posłał mi gniewne spojrzenie po czym poszedł do swojego pokoju. Zamknąłem na chwile oczy, aby móc raz jeszcze potwierdzić w głowie swój plan. Jadę, robię co mam zrobić, dzwonię do Madison i spędzamy romantyczny wieczór. Tak, ta opcja bardziej do mnie przemawia niż propozycja Fredo. Spojrzałem na telefon, aby upewnić się ile mam czasu. Dochodziła osiemnasta, za pół godziny powinniśmy być u Luke'a, zabawa potrwa jakieś dwie godziny czyli o dwudziestej mogę spokojnie zadzwonić do Madison. Nie wspominała o tym, aby miała jakieś plany, więc jedyne co mi pozostało to czekać.

Fredo zbiegł po schodach łapiąc kluczyki od samochodu i dając mi do zrozumienia, że najwyższy czas wychodzić. Luke nie lubił jak się spóźnialiśmy, a my nie chcieliśmy dawać mu powodu do nerwów. Powód był jeden i krótki: wystarczyło jego słowo, a nasza dwójka byłaby sześć metrów pod ziemią.

- Stresujesz się? - spytał Fredo kiedy byliśmy prawie na miejscu.
- Za każdym razem się stresuje, dobrze o tym wiesz. Nigdy nie wiadomo czy wyjdziemy z tego żywi - zaśmiałem się ironicznie w kierunku przyjaciela. Spojrzał na mnie, po czym jego wzrok wrócił na drogę.

Pewnie zastanawiacie się jakie zadania wydaje nam nasz "szef". Ścigamy się. Jednak nie są to zwykłe wyścigi, w których wygraną jest puchar. Tutaj walczysz o przetrwanie, nigdy nie masz gwarancji, że wyjdziesz cało i żaden kretyn nie postanowi cię zabić. Póki co los nad nami sprzyja, od ponad dwóch lat reprezentujemy Luke'a i trzeba przyznać, że nigdy nie udało nam się przegrać. To cholernie ciężka robota, ale wysoko płatna. Z każdą wygraną nasza wypłata wzrasta o prawie pięćdziesiąt procent. Od zawsze lubiłem adrenalinę i szybkie samochody więc od razu przyjąłem tą fuchę. 

- Moje pieski - rzucił w naszym kierunku Luke, kiedy wysiedliśmy z samochodu i skierowaliśmy się w jego stronę. Stał w swoich czarnych okularach, przez które nigdy nie można było dostrzec oczu. Pracuję u niego tak długo, a do tej pory nie wiem jakiego koloru są jego źrenice. Ubrany tradycyjnie w białą marynarkę i spodnie, rozpięta do połowy koszula w odcieniu czerni i złoty łańcuch, który ważył chyba dobre parę kilogramów. Facet był lekko siwy, w końcu miał ponad sześćdziesiąt lat. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy tylko stanęliśmy z nim oko w oko - wiedziałem, że mogę na was liczyć - podał nam rękę.

Ulica była pusta, nie muszę chyba mówić, że to co robimy jest nielegalne i gdyby tylko policja pojawiła się na miejscu, każdy z nas poszedłby siedzieć. Jak mówiłem, to nie są zwyczajne wyścigi dla szczeniaków. Tu liczy się szybkość i umiejętność prowadzenia samochodu. Jeden zły manewr kierownicą, a od razu kończysz swoje życie. Cholernie nienawidzę swojej roboty i pracodawcy.

- Jakie jest nasze zadanie? - spytałem, kiedy tylko puścił moją dłoń. Uśmiech ponownie wrócił na jego twarz. Lubił nasze zaangażowanie i fakt, że robimy to co nam każe.
- Wygrać - odpowiedział.
- Zawsze to robimy - wtrącił się Fredo.
- Ależ wiem kochani, ale dzisiaj stawka jest wysoka. Założyłem się z David'em o grube pieniądze, więc chyba nie muszę przypominać o tym, że jeśli nie wygracie możecie żegnać się z życiem - w moich oczach pojawił się strach, a Fredo przygryzł wargę. Jak mówiłem, facet był bezwzględny.
- Jeśli wszystko przebiegnie po mojej myśli dokładam pięćdziesiąt procent wygranej, ale to już wiecie. Jednak jeśli postanowicie mnie zawieść - spojrzał w moim kierunku - możecie spierdalać z tego kraju, ale moi ludzie i tak was znajdą. 
- Jaki mamy samochód? - spytałem. Luke był na tyle nadziany, że z każdym wyścigiem sprowadzał nowy samochód, a zepsute wywalał jak paczkę po fajkach. Wyszczerzył się po czym wskazał ręką kierunek którym ruszyliśmy. Moim oczom ukazał się całkiem nowy Nissan GT-R z bieżącego roku. Jego czarny lakier lśnił nawet w ciemnościach. Podziwiałem go, że był w stanie wydać kilkaset tysięcy na samochód, który po skończonej zabawie lądował na złomie. Oblizałem usta i podszedłem do samochodu otwierając drzwi od strony kierowcy i wszedłem do środka. Maszyna przepełniona była zapachem nowości, a skórzane fotele świeciły się jakby były wysmarowane olejem. 
- Masz zamiar prowadzić? - Luke oparł się o otwarte drzwi i przejechał ręką po kierownicy.
- Nie, to działka Fredo. Ja dbam o naszą dupę - wyszedłem i wypuściłem głośno powietrze. Widząc moje zdenerwowanie wyciągnął kluczyki i rzucił do mojego przyjaciela.
- A teraz tak na serio moje pieski. To bardzo ważny wyścig dla mnie i moich ludzi. Jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi i powinniście cieszyć się faktem, że to was wybrałem. 
- Nie jest ci szkoda tego samochodu? - spytałem jeszcze raz nie wierząc w jego lekkość wydawania pieniędzy. Zaśmiał się tak głośno, że ludzie z drugiego końca ulicy odkręcili głowę w naszym kierunku.
- Och Justin, zawsze kochałem twoje poczucie humoru - wytarł łzę spod oka - po wygranej będę mógł kupić sobie dziesięć takich samochodów, zniszczyć je, a na drugi dzień kupić kolejną dziesiątkę i tak przez dobry tydzień. Myślisz, że siedziałbym w tym gównie, gdybym miał wygrywać po kilkaset dolarów? Założyłem się z David'em o parę milionów - położył rękę na moim ramieniu - dlatego macie wygrać, albo wasze ciała zaginą z dniem jutrzejszym. Ruszacie za dziesięć minut, zostawiam was i liczę na waszą wygraną - odszedł i zostawił nas samych z tym cackiem.

Spojrzałem na Freda, który wydał się być tym tak samo wstrząśnięty jak ja. To nie pierwszy raz kiedy w grę wchodziła spora kasa, ale nigdy nie zależało mu na wygranej jak dziś. Byłem pewien naszych możliwości, ale mimo wszystko poczułem stres.





Z punktu widzenia Madison:

Josh opuścił mój pokój po niecałej godzinie. I tak, zgodziłam się. Oficjalnie od paru minut nie jestem singlem, jestem dziewczyną Josha. Ale czy ja faktycznie tego chciałam? Czy faktycznie nadal czułam do niego to, co czułam przez poznaniem Justina? Myśli w mojej głowie toczyły walkę. 

Z racji tego, że Justin miał dzisiaj kolację z rodzicami postanowiłam spędzić wieczór z moim nowym chłopakiem. Zdziwił mnie kiedy powiedział, że miejsce do którego się udamy będzie niespodzianką. Cóż, na pewno nie zaskoczy mnie tak, jak zaskoczył mnie Justin zabierając na jeden z najwyższych budynków Nowego Jorku. Obiecał przyjechać po osiemnastej, więc miałam jakąś godzinę, aby wyszykować się na naszą randkę, chyba randkę. Tradycyjnie przed rozpoczęciem przygotowań poszłam i wzięłam szybki, odświeżający prysznic. Wychodząc, wyjęłam kosmetyki i poszłam do pokoju po wybrane ciuchy. Wróciłam z powrotem do łazienki, aby nałożyć makijaż i ujarzmić swoje włosy, które obecnie ich nie przypominały. Po dłuższej walce wyprostowałam je, a usta przeciągnęłam czerwoną szminką. Kochałam swoje odbicie w lustrze, nie weźcie mnie za narcyza, nigdy w życiu. Użyłam ulubionych perfum i weszłam do pokoju po telefon. 

Od: Josh
Będę za 5 minut, możesz wychodzić.

Zablokowałam komórkę i wsunęłam w przednie kieszenie. Wypuściłam powietrze i zeszłam na dół, gdzie ku mojemu zaskoczeniu cała rodzina wylegiwała się w salonie oglądając durne programy telewizyjne. Moja mama ucieszyła się na fakt, że ja i Josh jesteśmy parą. Od zawsze go lubiła, również jak mój tata. Ale czy ja lubiłam go wystarczająco, aby zostać jego dziewczyną? Ta myśl chyba będzie mnie dręczyć do trzydziestki. Ucałowałam ich na pożegnanie i wyszłam przed dom.

Josh stał już pod domem i uśmiechnął się na mój widok. Odwzajemniłam jego uśmiech i podeszłam w jego stronę, kiedy złożył delikatny pocałunek na moim policzku. Możecie uznać mnie za wariatkę, ale jego wargi nawet w dwudziestu procentach nie były tak miękkie jak wargi Justina.
- Ślicznie wyglądasz kochanie - uśmiechnął się i ponownie pocałował mój policzek. Josh ubrany w jasne rurki i koszulkę polo nie wyglądał tak dobrze jak Justin w dniu, kiedy mnie odbierał - jest mały problem, Madison. Możesz wziąć samochód? - podrapał się nerwowo po karku. No tak, Josh nie odebrał jeszcze prawka.
- Jasne - skinęłam głową i wygrzebałam kluczyki z torby. Otworzyłam garaż i poszłam po samochód zostawiając Josha stojącego przed domem.

- Wciąż nie wiem dokąd mam jechać - uśmiechnęłam się, kiedy obydwoje wyjeżdżaliśmy spod mojego domu. Wytłumaczył mi mniej więcej gdzie jechać i w sumie nadal nie wiedziałam co to za miejsce. Postępowałam zgodnie z jego wskazówkami, aż koło dziewiętnastej dojechaliśmy do celu. Przełknęłam cicho ślinę kiedy zdałam sobie sprawę, że wjeżdżamy w opustoszałą dzielnicę, a następnie wyjeżdżając na ulicę, na której roiło się od różnego rodzaju samochodów.
- Dobrze dojechałam? - spytałam zdezorientowana.
- Tak, kocham wyścigi więc chyba żaden problem, aby trochę je pooglądać? - otworzył drzwi i wyszedł, a ja zrobiłam to samo. To zdecydowanie nie było miejsce dla mnie. Ledwo co potrafiłam kierować swoim samochodem, a oglądanie innych nie było moim hobby. Jednak, aby nie robić przykrości mojemu chłopakowi postanowiłam udawać, że pomysł spodobał mi się. Mało romantyczne miejsce, prawda? Rozejrzałam się po terenie i jedyne co rzuciło mi się w oczy to cała masa samochodów i ludzi. Pierwszy raz jestem w takim miejscu i na pewno jest to mój ostatni. Rodzice na pewno nie pogłaskaliby mnie po głowie, kiedy dowiedzieliby się o tym, gdzie ich wymarzony partner dla córki zabrał ją na pierwszą, oficjalną randkę. Cholera, ja nadal nie wiem czy to randka. Josh widząc moje zakłopotanie podszedł do mnie i objął mnie ręką. Powstrzymując się przed strąceniem jego dłoni, grzecznie podążałam tam gdzie prowadził. Moim oczom ukazał się samotny chłopak opierający o samochód, który na nasz widok wyszczerzył zęby. Nigdy go nie widziałam, ale na moje oko był w naszym wieku. Podeszliśmy do niego, a on od razu uściskał Josha.
- Dobrze, że jednak jesteś. Za 10 minut wszystko się zaczyna - popatrzył na niego, aż w końcu jego wzrok spoczął na moim ciele - ty musisz być Madison, prawda? Josh wiele mi o tobie nie mówił - wyciągnął dłoń w moim kierunku potrząsając nią.
- Cóż, nie mogę powiedzieć tego samego - uśmiechnęłam się lekko na co chłopak odwzajemnił mój uśmiech.
- Jesteś tak ładna jak mówił - puścił oczko w moim kierunku, a mi od razu zrobiło się niedobrze.
- Dobra, starczy - wtrącił się Josh, który w tym momencie był moim wybawcą - ile osób się dziś ściga?

Chłopacy zaczęli rozmawiać na temat wydarzenia, a ja wyciągnęłam swój telefon, aby sprawdzić godzinę. Dochodziła dziewiętnasta. Złapała mnie cholerna ochota, aby zadzwonić do Justina i spytać jak mija jego kolacja, jednak rozmyśliłam się kiedy tylko Josh spojrzał na mnie. Nie mogłam tego robić. Nie mogłam być w stosunku do niego nieszczera. Schowałam telefon i objęłam go ramieniem, a on pocałował mnie w czubek głowy. Obserwowałam to co miałam przed oczami i zatrzymałam wzrok na skąpo ubranych dziewczynach, które kręciły się wokół samochodów przed nami. Zapowiada się długi i nudny wieczór.

Z punktu widzenia Justina:

Do wyścigu zostało mniej niż pięć minut. Przeżegnałem się jak przed każdym rajdem i wsiadłem do samochodu zajmując miejsce pasażera. Zapiąłem pasy i czekałem, aż Fredo wejdzie do środka i włoży kluczyki do stacyjki. Przymknąłem oczy tylko po to, aby je zaraz otworzyć.
- Nie wiedziałem, że twoja laska lubi wyścigi - zaśmiał się Fredo - a ty chyba nie wiedziałeś, że ma chłopaka - popatrzyłem na niego jak na głupiego i zastanawiałem się nad tym co właśnie powiedział.
- Jaka moja laska? - spytałem kompletnie nieświadomy tego co mówił.
- Ta, z którą byłeś ostatnio - wskazał głową kierunek, w który od razu odkręciłem głowę. Zamrugałem nie raz, nie dwa, a trzy razy, aby upewnić się, że moje oczy mnie nie mylą. Stała tam. Madison stała tam obejmując tego frajera, którego upokorzyłem na tej imprezie. Otworzyłem buzię w szerokim zdziwieniu nie będąc świadomy tego, co właśnie zobaczyłem. Po jej minie wnioskowałem, że nie była zadowolona, bo ciągle patrzyła w swoje buty, a jej chłopak wdawał się w konwersację z kimś innym. Jej widok zamurował mnie.
- Poczekaj - rzuciłem w kierunku Fredo i zacząłem odpinać pasy.
- Nawet nie ma opcji, że do niej idziesz! - warknął przytrzymując mnie. - Za minutę startujemy, a po drugie powiedziałeś, że masz kolację z rodzicami.
Ścisnąłem dłonie w pięści, a na mojej twarzy pojawiło się obrzydzenie. W tej chwili pistolet wystrzelił dając do zrozumienia, że wyścig się zaczął.

Modliłem się w duchu, aby wyjść z tego cało i podejść do niej. Pieprzyć to, że dowiedziałaby się o moim kłamstwie. Sama nie była lepsza okłamując mnie, że jest jej przyjacielem. Gotowało się we mnie, ale nie byłem w stanie nic zrobić.

- Skup się na zadaniu, a nie myśleniu o tej dziwce - Fredo wyrwał mnie z zamyśleń - sprawdź lepiej schowek i zobacz czy jest broń. Nie reagując na jego polecenie wlepiłem wzrok w szybę.
- Kurwa mać Bieber! Zrób to o co cię proszę, albo zginiemy! - krzyknął w moim kierunku, a ja spojrzałem na licznik samochodu. Jechaliśmy już z prędkością 150km/h. Szybko odrzuciłem myśli o Madison i otworzyłem schowek i sięgnąłem po pistolet. Załadowałem go i otworzyłem szybę, aby upewnić się czy jesteśmy na wystarczającym prowadzeniu. Moja głowa w tym samym momencie uderzyła o górę samochodu. Wychyliłem się na tyle, aby zobaczyć co było tego powodem. Zdałem sobie sprawę, że nasi przeciwnicy nie mają zamiaru odpuścić i uderzają o bok naszego nowego pojazdu. Sprawdzając czy aby na pewno pistolet jest załadowany, ponownie się wychyliłem i wycelowałem w ich kierunku, niestety nie trafiłem.
- Do kurwy nędzy Justin skup się, albo oni zaraz zepchną nas na pobocze! - warknął mój przyjaciel. Jechaliśmy już prawie dwieście na godzinę, co było cholernym utrudnieniem, aby strzał trafił tam, gdzie chciałem. Przymykając oko ponownie oddałem strzał. Tym razem idealnie wycelowałem w ich oponę, która od razu przyczyniła się do ich zwolnienia. Uśmiechnąłem się delikatnie oddając kolejne strzały, tym razem w przednią szybę, która automatycznie pękła.
- Dobra robota, ale nie spuszczaj ich ze wzorku - odezwał się Fredo.
Moja głowa ponownie wychyliła się zza szyby. Ich samochód zwolnił, co dało nam dużo czasu, abyśmy mogli oddalić się do bezpiecznej pozycji. Oparłem się o siedzenie i wypuściłem powietrze.
- Wygramy to - zaśmiałem się triumfalnie. Nasz samochód pędził jak szalony z prędkością ponad dwieście na godzinę. Luke spisał się i podesłał nam szybką perełkę.
- Myślisz, że będzie chciał go nam oddać? - spytał Fredo jak gdyby wiedział o czym myślę.
- Jeśli to wygramy będzie lizał nam stopy, więc samochód jest nasz.


- Moje kochane pieski! - krzyknął uradowany Luke, kiedy nasz samochód przekroczył jako pierwszy metę. Na jego twarzy zagościł jeden z największych uśmiechów jaki kiedykolwiek widziałem. Wyglądał niczym dziecko, które cieszy się nową zabawką - nigdy nie zwątpiłem w wasze możliwości panowie! - objął nas ramionami ledwo pozwalając oddychać. Ten gość był zdrowo popieprzony.
Szybko wyrwałem się z jego uścisku by rozejrzeć się i dostrzec Madison. Na moje nieszczęście nie było jej, jednak nadal stał tam ten sam koleś co wcześniej. Przepraszając Fredo i Luke'a poszedłem w jego kierunku. Zdziwił się na mój widok.

- Jezu stary, gratulacje! Od początku wam kibicowałem - krzyknął w moją stronę, kiedy zbliżyłem się do niego.
- Gdzie ona jest? - spytałem, pomijając jego pochwałę. Nie obchodziło mnie w tej chwili nic, chciałem tylko dowiedzieć się gdzie poszła i jak najszybciej ją odnaleźć.
- Kto? Madison? - spytał z nutą zainteresowania.
- Nie kurwa, twoja matka - wysyczałem.
- Dobra wyluzuj - podniósł ręce jak do obrony - nie chciała tu dłużej być i chciała wracać.
- Gdzie pojechali? - nie schodziłem z poważnego tonu głosu.
- Nie wiem. Josh coś wspominał, że mają randkę.
- Randkę? - złączyłem brwi z jedną linię.
- No randkę, od dzisiaj są parą - powiedział - ale właściwe czego od niej chcesz?
- Niczego, widziała mnie tutaj? - popatrzyłem w jego oczy, które wydawały się zakłopotane.
- Nie - odpowiedział krótko.
- I niech tak zostanie - odpowiedziałem - aha, i dzięki.

Zmiana planów. Jadę cię szukać, Madison.

_________________________________________________________________________________

Yaaaaaay, w końcu jest 4 rozdział! Wiem, że jest lipny, ale nie miałam dzisiaj zbytniej weny, ale mimo wszystko chciałam, aby pojawił się jak najszybciej. Wprowadziłam małą zmianę, mianowicie od teraz jeśli chodzi o stylizacje Madison będę dawała gotowe linki do ubrań, aby się o tym nie rozpisywać. Chcę wam też podziękować za każdy komentarz i wejście, to dużo znaczy ♥

Po drugie, jeśli ktoś z was chciałby byś informowany poprzez aska, niech zostawi login w komentarzu pod postem.

I jeśli już tu jesteście to skomentujcie, napiszcie chociaż głupią kropkę, bo nie wiem czy ktokolwiek czyta moje wypociny, w razie pytań odsyłam na aska ;)



14 komentarzy:

  1. Twoje ff jest genialne! Rozdział fantastyczny! Zazdrosny Justin, uuu. Ciekawe jak to wszystko się potoczy między nim, Madison, a Joshem. Podoba mi się twój styl pisania, rozdziały są długie i ciekawe. Poleciłam twoje ff kuzynce i bardzo jej się podoba. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się to jak akcja się potoczyła :) Co do rozdziału to swietny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na nastepny!:)

    Informuj mnie. @Celivia

    OdpowiedzUsuń
  4. Idealny . Czekam na NN

    OdpowiedzUsuń
  5. [przepraszam za spam]

    "Zniszczyłeś mnie fizycznie i psychicznie. Nie daje już rady, to koniec. Muszę uciec. Mimo wszystko nadal cię kocham, ale nie mogę ryzykować. Pozbawiłeś mnie wszystkiego co dawało mi szczęście, zostałeś mi tylko ty. Czy ty nadal mnie kochasz? Na początku byłam tego pewna, a teraz? Pomiatasz mną, jestem dla ciebie nikim. Dlatego teraz, odchodzę. Nie mogę myśleć tylko o sobie, ale o małej istotce we mnie."

    http://heartwantswhatitwants-jbff.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy będzie nowy rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny kiedy następny ,?

    OdpowiedzUsuń
  8. Będzie następny ?

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny, czekam na next

    OdpowiedzUsuń